Tylko u nas trwa dyskusja pełna hipokryzji, że najlepiej pracować za przysłowiową czapkę śliwek …

W naszym comiesięcznym cyklu „od lewego do prawego” tradycyjnie zadajemy pytania lokalnym politykom z różnej strony sceny politycznej na ten sam temat. Tym razem spytaliśmy o ostatnie podwyżki pensji polityków oraz drożyźnie na stacjach paliw. Poniżej odpowiedzi Stefana Rembelskiego, Kukiz’15.

Żyjemy w czasie rosnących cen energii, kosztów dla przedsiębiorców, inflacji na wielu produktach. Jednocześnie jednak cały czas gospodarka zmaga się z problemami wynikającymi z pandemii. Jak w takich czasach nasi rozmówcy oceniają ostatnie decyzje rządzących?

1) Jak ocenia Pan podwyżki jakie zostały uchwalone w wakacje dla polityków. Po zmianach Premier czy Marszałkowie mają zarabiać powyżej 20 tys. złotych. Pensje na innych szczeblach mają wzrosnąć często od 40% do 60%. Pensja Prezydenta ma być co roku waloryzowana. Dodatkowo rząd od 2022 podwyższa pensje minimalną do 3010 złotych brutto z 2800 brutto w 2021 roku. Czy w dobie panującego kryzysu dalsze podwyższanie kosztów i obciążeń pracodawców jest zasadne?

2) Ceny paliwa na stacjach benzynowych szybują mocno w górę. Obecnie kierowcy muszą płacić już ok. 6 złotych za litr PB95. Gdy Prawo i Sprawiedliwość było w opozycji Prezes Jarosław Kaczyński na konferencji z kanistrem paliwa mówił jak wielka może być rola Państwa w regulowaniu ceny paliwa. Czy rząd PiS powinien zareagować na rosnące ceny paliwa? Jakie ma ku temu narzędzia i czy odpowiednio je wykorzystuje?

Cała Europa ma ułożoną sprawę wynagrodzeń pracowników administracji rządowej. Tylko u nas trwa dyskusja pełna hipokryzji, że najlepiej pracować za przysłowiową czapkę śliwek …

Nigdy nie ma dobrego czasu, a zwłaszcza w Polsce, na przyjęcie systemu wynagradzania pracowników administracji rządowej. Od wielu lat prymitywny populizm polityków wszelkiej maści nie pozwala rozwiązać tej kwestii. Najlepiej jakby pracowali za średnią krajową lub przysłowiową czapkę śliwek i decydowali o losach Polski w sferze finansów, gospodarki, prawa i reszty spraw społecznych. Cała Europa ma to jakoś ułożone, tylko My jak zwykle wywarzamy otwarte drzwi, tkwiąc po uszy w hipokryzji, w zależności od tego czy jest się w opozycji czy sprawuje się władzę. To jakaś postkomunistyczna zmora – mało zarabia, ale sobie do kradnie i rodzinę ustawi. A przecież może to działać normalnie według algorytmu np.: Prezydent- 10 x średnia krajowa, Premier- 9 x średnia krajowa, Marszałek Sejmu i Senatu – 8 x średnia krajowa, Minister – 7 x średnia krajowa – itd. Temat zostałby raz na zawsze rozwiązany, tylko o czym by wtedy politykierzy perorowali?

Rząd chętnie odcina kupony od drożejących cen paliw, ponieważ rosną wpływy budżetowe pozwalające kupować głosy kolejnych grup wyborczych

Jak dobrze pamiętam Jacek Krawiec w restauracji “Sowa i Przyjaciele” relacjonował, że Premier Donald Tusk powiedział do niego jako Prezesa Orlenu, że po wyborach to benzyna może być i po 7 złotych za litr. Myślę, że i obecnie rządzący podzielają ten pogląd, ale nie mówią tego głośno. Głośno powołują się na notowania giełdowe surowców, jednocześnie załamują ręce, że oni nie mają z tym nic wspólnego bo to wolny rynek decyduje o cenach- oni tylko podążają za trendem ogólnoświatowym. To oczywiście nie do końca prawda. Rząd chętnie odcina kupony ponieważ rosną wpływy budżetowe z VAT-u i akcyzy, co pozwala kupować głosy kolejnych grup wyborczych. Mechanizm wzrostu cen jest banalnie prosty- banki centralne drukują pieniądze, które odbierają ciężarówkami rządy i ich wszelkiej maści fundusze, zostawiając w bankach kwity dłużne. Elegancko nazywa się to skupem aktywów w celu wspierania wzrostu gospodarczego i tworzenia miejsc pracy. Efekt jest taki, że drenują nasze kieszenie według prostego mechanizmu. Załóżmy sytuację, że do sklepu osiedlowego piekarz dostarcza 10 pączków i kosztują one 2 złote za sztukę, codziennie te pączki kupuje dziesięcioro pierwszoklasistów, bo każdy z nich dostaje od mamy dwa złote kieszonkowego. Wystarczy, że mamy piątki dzieci dostaną podwyżkę z dodrukowanych pieniędzy i zwiększą kieszonkowe swoim pociechom do 4 złotych. Te dzieci mogą zatem kupić sobie po dwa pączki co oznacza, że dla pozostałych dzieci pączków zabraknie. Co wtedy zrobią piekarz i sklepikarz – podniosą ceny pączków i tak koło się zamyka. Kto na tym straci – ci wszyscy którym z dodrukowanych pieniędzy nic się nie dostało, czyli przeciętni zjadacze chleba, których przy następnych wyborach politykierzy wszystkich opcji będą próbowali złapać na wędkę z przynętą – transfery społeczne. Tak dochodzimy do prawdziwej sentencji – dobrobyt wynika z pracy, a nie z drukowania pieniędzy. Trzeba o tym pamiętać zawsze, a zwłaszcza wtedy, gdy stawiamy krzyżyk na karcie wyborczej, wtedy jest też nadzieja że paliwo nie będzie drożało tak szybko.

Stefan Rembelski, Kukiz’15

POZNAJ ODPOWIEDZI POLITYKÓW Z INNYCH PARTII

Poprzedni artykułZaprezentuj się na targach seniora w Światowidzie
Następny artykułZa nami kolejna Gala Dni Papieskich. W tym roku laureatem nagrody Biskupa Elbląskiego TUUS został Marek Jagodziński
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze