Na przełomie sierpnia i września rząd przedstawił swój projekt budżetu na 2025 rok. Wielu myślało, że będzie to już nowy autorski projekt nowej koalicji rządzącej, tymczasem liczby pokazują, że dalej budżet nie różni się zbyt wiele od tego co proponował rząd PiS. Czy zatem Polacy w skutek zbliżającego światowego kryzysu finansowego zasługują na rzetelną debatę budżetową w którym kierunku powinniśmy reformować nasz kraj?
Pytania w najnowszym cyklu brzmią:
1) Na 2024 rok budżet przejęty w dużej mierze po rządach PiS zakładał ok. 682 miliardy dochodów i 866 miliardów wydatków, deficyt budżetowy wynosił ok. 184 miliardów. Tymczasem po blisko roku rządzenia nowa Koalicja rządząca zaproponowała projekt budżetu na 2025 rok, który zakłada dochody na poziomie 632 miliardy złotych, a wydatki na poziomie 921 miliardów złotych. Deficyt ma wynieść ok. 289 miliardów złotych. Oznacza to, że w ciągu zaledwie dwóch lat Polska zadłuży się na poziomie blisko 473 miliarda złotych! Dużo w kampanii wyborczej mówiło się o zmianach tymczasem utrzymane zostały programy 800+, 13 i 14 emerytura itp. Olbrzymią część budżetu przeznaczymy na wydatki na cele obronne (duża część trafi nie do polskich fabryk, a do budżetu USA) oraz obsługę zadłużenia zagranicznego. Wszystko to dzieje się przy informowaniu nas o tym, że Polska rozwinie się w tempie 3,7% PKB… Czy rozwojem możemy nazywać zaciąganie prawie pół biliona złotych długu tylko w 2024 i 2025 roku? Czy najwyższa pora aby Polakom zaoferować poważną debatę na temat reform finansów Państwa? Jak ocenia Pan projekt budżetu na 2025 rok zaproponowany przez nowy rząd?
2) Sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i Polityki Regionalnej Jacek Karnowski, były wieloletni prezydent Sopotu na początku września zaproponował by w Polsce rozważyć wprowadzenie regionalizacji pensji minimalnej. Miałaby być ona wyższa dla pracowników np. w Warszawie, a niższa dla pracowników w miejscowościach np. z woj. warmińsko-mazurskiego. Czy Pana zdaniem jest to dobry pomysł?
Każdy budżet z wysokim deficytem jest wyrazem złodziejskich ciągot właściwych dla danego rządu
Każdy plan budżetowy zakładający przewagę wydatków nad dochodami jest wyrazem złodziejskich ciągot właściwych dla danego rządu. Deficyt budżetowy to nic innego jak tylko dług, który prędzej czy później będzie musiał być spłacony NIE przez miłościwie nam panującą „władzę” ale przez wszystkich podatników, których w przyszłości, niekoniecznie odległej, obrabuje się na kilka sposobów. Jednym z nich są obligacje skarbowe, których wykup przez podatników (rękami następnego rządu) będzie obciążony dodatkowo odsetkami. Podobnie pożyczki na tzw. rynku „filantropów”, czyli oligarchów światowych mających w swoich rękach korporacje bankowe, a pasożytujących na łajdackich i głupich rządach poszczególnych „bantustanów”. Najbardziej natomiast bezczelnym i bandyckim sposobem jest dodruk pieniądza bez pokrycia w wyprodukowanym towarze i usługach, co kończy się zawsze inflacją czyli drożyzną. Ten ostatni sposób z „powodzeniem” zastosował rząd PiS-owski w czasie mniemanej pandemii zarazka- celebryty o nazwie Covid-19, gdy inflacja (drożyzna ) skoczyła do 20% w skali roku. Obecna „władza” wskoczyła więc w buty poprzedniej i zaczyna nas zadłużać na olbrzymie, miliardowe kwoty, plotąc banialuki jak to Polska się „rozwinie” i będzie opływać w mleko i miód o ile oczywiście nie będziemy w stanie wojny, do której tak chętnie nas namawiają niektórzy sojusznicy NATO-wscy, a w szczególności politycy United Kingdom – powtórka z roku 1939?
Reasumując: projekt budżetu rządu PO-wskiego oceniam bardzo źle, a ci którzy się ze mną nie zgadzają pewnie bardzo zdziwią się za dwa lub trzy lata cenami towarów, na które nie będzie ich stać.
Sam pomysł pensji minimalnej to absurdalny wynalazek…
Pan Karnowski jako wieloletni polityk władzy samorządowej powinien zdawać sobie sprawę, że każda ingerencja w stosunki między pracodawcą a pracobiorcą kończy się tak samo: psuciem gospodarki i ograbianiem podatnika. Sam pomysł „pensji minimalnej ” to absurdalny wynalazek służący wyłącznie do przekupywania ludu pracującego miast i wsi i jednoczesnego łupienia pracodawcy w postaci zwiększonych obciążeń podatkowych takich jak VAT, podatek dochodowy oraz tzw. składka zdrowotna będąca przecież procentową pochodną pensji. Skutek jest zawsze ten sam: podwyżka tejże „pensji” oznacza zwolnienia pracowników i/lub podwyżka cen towarów. Próba mieszania w kotle tego socjalistycznego wynalazku w postaci różnicowania regionalnego to sprytny sposób na odwrócenie uwagi narodu od prawdziwego problemu tego rządu: brak gospodarczego programu dającemu Polsce dynamiczny rozwój na drodze wolnej gry rynkowej, czyli tego co krajom zachodniej Europy w przeszłości zapewniło bogactwo i dominację ekonomiczną. Nawet dzisiaj, gdy widzimy , że Europa zachodnia się zwija i cywilizacja zachodnia upada pod ciosami rodzimego lewactwa i nachodźców z Afryki i Azji, nadal są to kraje bogate i mogące stanowić wzór dla innych cywilizacji.
Konfederacja zawsze opowiadała się za wolną grą podmiotów gospodarczych w przeciwieństwie do partii bandy czworga (PiS, PO, PSL, SLD) i w parlamencie następnej kadencji zrobimy wszystko aby zatriumfowały w Polsce zasady dobrego starego kapitalizmu, dającego rozwój i dobrobyt.
Andrzej Wyrębek, Konfederacja
Poważna debata na temat finansów państwa powinna się odbyć
Czytając projekt budżetu państwa można początkowo przerazić się liczbami, jednak są to wartości tak abstrakcyjne, że nie odzwierciedlają prawdziwych realiów. Prognozowany dług publiczny nie odstaje procentowo od poprzednich lat i nie zagraża działalności państwa. Wzrost PKB jest uzależniony w dużej mierze od wydatków Państwa, dlatego nie chcemy powtórki z 1997 roku i restrykcyjnej polityki monetarnej Balcerowicza, która odbiła się na mieszkańcach Warmii i Mazur.
Polacy potrzebują stabilności – wydatki na osłony socjalne, emerytury, czy wojsko są w pełni uzasadnione, chociażby ze względu na ciągle toczącą się wojnę za naszą granicą, czy wysokimi kosztami życia. Nieuzasadnione z kolei są niskie nakłady na ochronę zdrowia, badania i naukę, czy transport, które stoją w tym samym miejscu, a realnie wpływają na nasze codzienne życie.
Poważna debata na temat finansów państwa powinna się odbyć, jednak nie na zasadzie straszenia długiem publicznym i kolejnych cięciach dla obywateli, a na zmniejszaniu różnic w wynagrodzeniach pomiędzy pracownikami i drobnymi przedsiębiorcami, a prezesami, często zarabiającymi kilkunastokrotnie wyższe kwoty.
Regionalizacja płacy minimalnej uderzy w mieszkańców Warmii i Mazur
Propozycja byłego Prezydenta Sopotu, a obecnie posła Koalicji Obywatelskiej jest szkodliwa. Warto wspomnieć, że Karnowski w ramach swojej prezydentury zarabiał w ostatnich latach więcej niż Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Przede wszystkim regionalizacja płacy minimalnej uderzy w mieszkańców Warmii i Mazur, którzy od lat są na szarym końcu w tabeli przeciętnych wynagrodzeń i w naszym interesie jest minimalna płaca krajowa. Nasze województwo od lat jest czerwonym punktem na mapie – młodzi i ambitni przenoszą się do większych miast, jak Gdańsk, czy Warszawa w poszukiwaniu godnej płacy i coraz częściej zostają tam na stałe. Regionalizacja płacy minimalnej sprawi, że ten problem u nas się pogłębi, a osoby pracujące na tych samych stanowiskach będą zarabiały różne kwoty, w zależności od miejsca zamieszkania.
Cztery miliony osób w Polsce zarabia najniższą krajową. Już dziś jest poważny problem z zaciągnięciem kredytu na wymarzone mieszkanie, czy wyjazd na tygodniowe zagraniczne wakacje. Partia Razem jest za godnym wynagrodzeniem za wykonaną pracę.
Mateusz Rostkowski, Rada Krajowa Partii Razem, Zarząd Okręgu Warmińsko-Mazurskiego Razem
Katastrofalny budżet państwa na 2025 rok
Nowy rok przywitamy z rekordową dziurą budżetową. Zgodnie z przyjętym projektem, deficyt budżetowy w 2025 r. ma sięgnąć prawie 300 miliardów złotych, czyli 5,5 proc. PKB. Dla porównania tegoroczny deficyt to zaledwie 184 miliardów złotych, a tak dużego deficytu w relacji do PKB nie było od 2010 r. Zgodnie z rządowymi prognozami przyszłoroczny dług publiczny sięgnie rekordowych 59,8 proc.
W budżecie rządu Donalda Tuska na 2025 rok nie ma pieniędzy na obietnice wyborcze. To m.in. obniżenie podatku Belki, wzrost zasiłku pogrzebowego czy kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Z analizy rządowego projektu wynika, że choć budżet zakłada sięgający niemal 300 mld zł deficyt, to zabraknie w nim pieniędzy na najgłośniejsze obietnice wyborcze, zapisane w 100 konkretach na 100 dni. Po 100 dniach funkcjonowania rządu Donalda Tuska w pełni zrealizowanych było jedynie 9 obietnic wyborczych. W świetle zapisów w przyszłorocznym budżecie co najmniej do 2026 roku nie możemy się spodziewać realizacji kolejnych obietnic. Chodzi, m.in. o podniesienie kwoty wolnej od podatku – z 30 tysięcy złotych do 60 tysięcy złotych, w przypadku podatników rozliczających się według skali podatkowej, w tym także przedsiębiorców i emerytów. Koszt takiego rozwiązania wyniósłby ok. 52,5 mld zł. Ponadto w sferze pustych zapewnień znalazło się zniesienie podatku od zysków kapitałowych (podatek Belki) dla oszczędności i inwestycji w tym także na Giełdzie Papierów Wartościowych (do 100 tys. zł, powyżej 1 roku). Koszt szacowany jest na 1,5 mld zł. Również niespełnioną obietnicą stała się podwyżka zasiłku pogrzebowego. Miał on od lipca 2024 r. wynosić 150 proc. płacy minimalnej, czyli 6450 zł., a nadal wynosi 4 tys. zł. Koszt podwyżki szacuje się na ponad 2 mld zł. Kolejnym niewypałem jest wprowadzenie kredytu 0 procent czyli programu dopłat do kredytów mieszkaniowych. Popisową klęską rządu Donalda Tuska stało się przywrócenie ryczałtowej składki zdrowotnej zlikwidowanej przez Polski Ład. Z obietnicy zawartej w punkcie 34 wśród 100 konkretów zrealizowane będzie jedynie odejście od naliczania jej od dochodu wynikającego ze sprzedaży środków trwałych (np. samochodów). Tych niespełnionych obietnic rządzącej koalicji 13 grudnia wynikających z analizy projektu ustawy budżetowej jest tak dużo, że śmiało można powiedzieć o kłamstwie wyborczym, które dyskredytuje obecny leniwy rząd Donalda Tuska. Poza tym należy zwrócić uwagę na pewne zabiegi z dziedziny kreatywnej księgowości wyrażające się przez „nagłe podkręcenie” prognozy wzrostu PKB o 0,2 pkt proc. i inflacji o 0,9 pkt proc. (podwyższanie prognozy inflacji z 4,1 proc. na 5 proc.), co według wielu analityków jest próbą poprawienia prognoz dochodów, aby uniknąć przekroczenia konstytucyjnych progów.
Koalicja 13 grudnia decyduje się na zaprezentowanie projektu budżetu z deficytem, który jest wyższy niż suma deficytów z ośmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Będzie on o ponad jedną drugą wyższy niż w bieżącym 2024 r. i prawie 3,5-krotnie wyższy niż w 2023 roku, ostatnim, w którym rządził premier Morawiecki. Już w 2024 roku wzrósł on do 5,1 proc. PKB, a zaplanowany na 2025 rok ma wynieść aż 5,5 proc. PKB. Przy czym, zgodnie z prawem unijnym, nie powinien przekraczać poziomu 3 proc. PKB. Wobec tego, Bruksela wszczyna wobec Polski tzw. procedurę nadmiernego deficytu, tj. obowiązkowe zmniejszanie go w kolejnych latach, aż do osiągnięcia dozwolonego, 3-proc. poziomu. To pokazuje skalę fikcji z jaką mamy do czynienia, bo w oczywisty sposób taki budżet nie zostanie zrealizowany. Jest to budżet wyborczy tylko do wyborów prezydenckich w 2025 roku- a później zaprezentuje się budżet realny – z drastycznym ograniczeniem wydatków.
Regionalizacja pensji minimalnej może doprowadzić do wyludnienia naszego regionu
Kwestia wprowadzenia regionalizacji pensji minimalnej w Polsce nie wydaje się być dobrym pomysłem ponieważ stosowana jest ona przez państwa o ustroju federalnym, jak Stany Zjednoczone czy Kanada, co w założeniu wzmacnia autonomię poszczególnych stanów w kierowaniu polityką oraz gospodarką regionalną. Polska jest krajem unitarnym pod względem prawnym, ale również bardzo homogenicznym. Występują u nas dużo mniejsze różnice regionalne niż w większych państwach, takich jak USA. W przypadku Polski różnice w wynagrodzeniach są dużo większe pomiędzy branżami niż regionami. Większą różnicę widać np. po porównaniu wynagrodzenia informatyka i nauczyciela niż nauczycieli czy informatyków w różnych regionach. Wprowadzenie skomplikowanego lub zbytnio rozbudowanego modelu ustalania wysokości płacy minimalnej może prowadzić do chaosu. Dodatkowo zmiana modelu w zależności od jego założeń może generować dodatkowe koszty administracyjne. Ponadto regionalizacja płacy minimalnej może pogłębić różnice w zamożności pomiędzy regionami, co
z pewnością spowoduje jeszcze większe zubożenie mieszkańców naszego regionu oraz zwiększy wśród nich poczucie niesprawiedliwości gdyż za taką samą pracę będą otrzymywać niższe wynagrodzenie. Może to zachęcić osoby młode do migracji do bogatszych regionów. Doprowadziłoby to do dysproporcji regionalnych, braku rąk do pracy i jeszcze większego wyludnienia naszego regionu.
dr Marcin Kazimierczuk, Radny Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego (PiS)
Czy Polska dąży do przekroczenia konstytucyjnego progu zadłużenia na poziomie 60% PKB?
Zanim przejdę do głównych parametrów budżetu kilka słów o wielkim oszustwie, jakim były obietnice wyborcze zawarte w programach koalicjantów tworzących obecny rząd 13 grudnia. Wartość materialna tych obietnic jest na poziomie śmieciowym, co dobitnie pokazuje praktyka rządzenia tej koalicji – 100 kłamstw na 100 dni, przekręt ze składką zdrowotną, obiady dla uczniów szkoły podstawowej – niestety blef, akademiki dla studentów za złotówkę i stypendia – to tylko bujda, a likwidacja wielkich strategicznych dla Polski inwestycji to podłe draństwo. Jeśli dodamy do tego publiczną deklarację premiera Donalda Tuska o rządzeniu poprzez łamanie prawa, to spojrzenie na projekt budżetu na 2025 rok, musi być wyczulone na to, w jak dużym stopniu jest on fikcją służącą prezydenckiej kampanii wyborczej, oraz to, jak dalece realizacja tego budżetu, doprowadzi Polskę do planowanej, głębokiej i wieloletniej zapaści gospodarczej.
Wracając do budżetu- już na samym wstępie widać, że rząd pobłażliwie zakłada duży ubytek dochodów. Głównym parametrem makroekonomicznym przyjmowanym w każdym projekcie budżetu, jest prognoza wzrostu PKB. Dla budżetu na rok 2024 przyjęto wzrost PKB na poziomie 3% co daje dochody w kwocie 682 miliardy. Projekt budżetu obecnego rządu zakłada wzrost PKB 3,7% i o dziwo dochody budżetu na poziomie tylko 632 miliardy. Licząc na zasadzie zwykłej proporcji przy wzroście PKB 3,7%, dochody powinny wynieść 841 miliardów, co przy wydatkach budżetu zaplanowanych na 921 miliardów daje deficyt budżetowy w kwocie 80 miliardów- deficyt mniejszy o 104 miliardy od deficytu z roku 2024, co jest logiczne z uwagi na większy wzrost gospodarczy prognozowany na 2025 rok. Można by to było uznać za dobry kierunek i stan finansów, zwłaszcza w kontekście dwóch kryzysów związanych z covidem i Ukraińską wojną z Rosją. Skąd zatem taka różnica świadomie zaplanowanych niższych dochodów w projekcie budżetu na rok 2025, wynosząca 209 miliardów? Czy to jest fiskalna kapitulacja rządu 13 grudnia, ze ściągania do budżetu tak ogromnej kwoty- gdzie trafią te pieniądze, w ręce małych cwaniaków unikających płacenia podatku, czy może do wielkich korporacji kreatywnie wyprowadzających pieniądze z Polski? Jest przecież dzisiaj publiczną informacją wiedza o 100% wzroście ilości wystawianych nierejestrowanych faktur vat, na kwotę 5 miliardów złotych w przeciągu pół roku. Nie jest również tajemnicą 40% spadek zysków sztandarowych spółek Skarbu Państwa jak również likwidacja ponad 10 tysięcy miejsc pracy. Rzad w błyskawicznym tempie likwiduje bazę dochodową budżetu państwa, zgodnie z instrukcjami płynącymi z zewnątrz .
Trudno jest zrozumieć taką politykę rządu, bo jest ona wroga wobec obywateli i nie służy dobru Polski. Dalekosiężne cele są dwa. Pierwszy – koalicja chce dojechać do wyborów prezydenckich i je wygrać w przyszłym roku na bazie kolejnych pustych obietnic z utrzymaniem transferów społecznych, skracania dnia pracy czy tanich mieszkań na wynajem . Drugi cel jest bardziej zakamuflowany, którego realizacja wymaga posiadania swojego prezydenta, realizującego dyrektywy Berlina- pierwszym krokiem będzie przekroczenie konstytucyjnego progu zadłużenia
w wysokości 60% PKB, co zgodnie z zapisami konstytucji stanowi, że budżet na 2026 rok musi być budżetem zrównoważonym. Dla obywateli oznacza to likwidację 800+, 13 i 14 emerytury, zamrożenie płac w budżetówce, brak waloryzacji rent i emerytur oraz podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet do lat 65. Dla gospodarki przełoży się to na dramatyczny spadek popytu wewnętrznego na mieszkania, sprzęt AGD, ubrania, żywność i usługi, co spowoduje długo trwający kryzys gospodarczy. Dojdzie do szybkiego wprowadzenia waluty euro i zubożenia społeczeństwa. Czy tak się stanie? – o tym zdecydujemy my w 2025 roku, w wyborach na Prezydenta Polski. To najważniejsze wybory w Polsce od czasów Bitwy Warszawskiej zwanej Cudem nad Wisłą. Powodzenia jakkolwiek by to zabrzmiało
Takie otrzymujemy pomysły, jakich ministrów sobie wybieramy… głupi pomysł, który szybko powinien trafić do kosza
Pan minister miewał różne pomysły w swoim zarządzaniu Sopotem, jednym z najbogatszych miast w Polsce, gdzie nawet najgłupsze pomysły nie są w stanie zaszkodzić miastu. Jeden z pomysłów nagrał jego partyjny kolega Sławomir Julke, co skończyło się rozstaniem pana ministra z PO w brzydkiej atmosferze i wieloletnim procesem z nagrywającym go kolegą.
Pensja minimalna nie ma żadnego uzasadnienia w dobrze rozwijającej się gospodarce wolnorynkowej. Ale skoro już jest to stanowi swego rodzaju parasol ochronny, ale również hamulec. Dzisiaj ma znaczenie ochronne na prowincji a w dużych ośrodkach miejskich i aglomeracjach znaczenia nie ma żadnego, bo trudno znaleźć pracownika za minimalną pensję w Trójmieście, Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie. Po co zatem to administracyjnie komplikować- pomysł głupi jak większość pomysłów pseudo liberałów. Cóż takie otrzymujemy pomysły jakich ministrów sobie wybieramy- czyli głupi pomysł niech trafi do kosza jak najszybciej, to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. I niech tak się stanie.
Stefan Rembelski
Artykuł pochodzi z najnowszego wydania Gazety Bogaty Region. Chcesz zobaczyć resztę artykułów?