Kiedy w poniedziałek 1 maja przejechałem przez Przekop w kierunku Krynicy Morskiej już pod koniec drugiej godziny stania w korkach od zjazdu z S7 na Nowy Dwór Gdański, myślałem że gorzej być nie może. Ale po pierwsze jeszcze nie wiedziałem o czekającym mnie kolejnym wahadle koło Przebrna, a po drugie, następnego dnia wieczorem przekonałem się, jak bardzo tkwiłem w błędzie, sądząc że pięćdziesiąt kilometrów od S7 do Krynicy w trzy godziny to „rekord toru”, skoro w drodze powrotnej odcinek z Krynicy do Przekopu (kilometrów aż dziewięć) pokonywałem przez DWIE I PÓŁ GODZINY (!!!), bez mała wyprzedzany „…przez osoby kulawe i zażywne starsze panie…”, że zacytuję niezapomnianego Jerome K. Jerome z „Trzech panów w łódce, nie licząc psa”.
Wśród przedsiębiorców na Mierzei, których do tej pory trudno było posądzać o sympatię polityczną dla rządu, od „długiego weekendu” majowego zaczyna narastać przekonanie – artykułowane wyłącznie prywatnie i wyłącznie w rozmowach „w cztery oczy” – że zarząd województwa pomorskiego celowo tak zaplanował harmonogram prac, składany przecież przez niego wraz z wnioskiem o dofinansowanie remontu drogi w ramach „Polskiego Ładu”, aby maksymalnie utrudnić turystom dojazd do Krynicy (czy też szerzej – na Mierzeję), a następnie zwalać winę na rząd, który rzekomo zaplanował finansowanie prac remontowych w ogóle nie biorąc pod uwagę potrzeb przedsiębiorców.
Co prawda kiedy min. Gróbarczyk obiecywał samorządom środki na wykonanie przez nie remontu drogi „501” po zbudowaniu Przekopu, trójstronne ustalenia z przedsiębiorcami określały, że remont będzie tak wykonywany, aby nie był uciążliwy dla mieszkańców i turystów (szczególnie w wakacje), ale przecież „na wojnie pierwszą ofiarą jest prawda”.
Reasumując, wszystko wskazuje na to, że z przyczyn politycznych samorząd województwa pomorskiego postanowił kosztem swoich mieszkańców zrobić na złość rządowi, który nie za bardzo ma możliwość przeciwdziałania temu, bo w ramach województwa pomorskiego nie ma do tego żadnych narzędzi.
No ale „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, więc pojawia się ogromna szansa dla „naszej” strony Zalewu na wypromowanie się czymś więcej, niż tylko Wzgórzem Katedralnym we Fromborku, choć bez zaangażowania na poziomie wyższym niż lokalny, jest to niemożliwe.
Rzut oka na mapy województw pomorskiego oraz warmińsko-mazurskiego w wersji „wyciętej”, pozwala dostrzec istotę problemu: Zalew Wiślany nie ŁĄCZY tych dwóch województw, ale DZIELI !!! Proszę spojrzeć na granicę pomiędzy województwami, przebiegającą w osi Zalewu. Na mapie „pomorskiej”, na południe od Krynicy jest trochę niebieskiego i potem „biała plama”, a dla odmiany na warmińsko-mazurskiej, taki Frombork graniczy chyba ze Szwecją, bo „biała plama” jest na północy.
Dla „ludzi wody” fakt, że między dwoma punktami jest woda, powoduje że z jednego do drugiego punktu jest jak DOPŁYNĄĆ, podczas gdy dla „ludzi ziemi” ten sam fakt powoduje, że nie ma jak DOJECHAĆ, ale prawdziwym problemem jest niezauważanie istnienia tego drugiego punktu w ogóle. A taką właśnie sytuację mamy na Zalewie Wiślanym.
Choć dziesięć lat funkcjonowania pojedynczego „tramwaju wodnego” pomiędzy Tolkmickiem a Krynicą Morską, zaowocowało oddolnym rozwojem bazowej infrastruktury turystycznej, a szczególnie dla turystyki rowerowej, to władze samorządowe po obu stronach Zalewu nadal nie dostrzegają roli takiej formy transportu, nie mówiąc już o jej wspieraniu, pomimo, że bez zapewnienia częstych, regularnych połączeń wodnych, promocja regionu mija się z celem, skoro przeważająca większość turystów jedzie „nad morze”, a nie „nad Zalew”.
„Tramwaj wodny” powoduje, że pomimo przyjechania „nad Zalew” są właściwie „nad morzem”, a w dodatku w wypadku niepogody mają co robić i jak dojechać, ale jak do tej pory zagadnienie było niemożliwe do rozwiązania na poziomie lokalnym czy regionalnym w ramach naszego województwa, a na poziomie między wojewódzkim tym bardziej, ze względu na „konkurencję” i „konflikt interesów”, czyli klasyczny problem „błędnego koła”. A tu nagle pojawia się unikalna szansa na jego przerwanie, ale poprzez działania na jedynym możliwym w takiej sytuacji poziomie centralnym, gdyż akurat w roku wyborczym pojawia się obiektywna potrzeba rozwiązania powstałego problemu, na dodatek mającego trwać jeszcze do końca przyszłorocznego sezonu.
Zapewnienie przez te dwa sezony częstych, regularnych połączeń niewielkimi, tanimi
w eksploatacji statkami pomiędzy Tolkmickiem a Krynicą Morską (jedna linia) oraz pomiędzy Fromborkiem a Piaskami (druga linia), skomunikowanych na Mierzei specjalnym połączeniem autobusowym pomiędzy Piaskami a Krynicą, a po naszej stronie pomiędzy Fromborkiem
a Tolkmickiem (jedno połączenie) oraz Tolkmickiem a Elblągiem (drugie połączenie, tak zaplanowane, aby zapewnić skomunikowanie z pociągami PKP do Malborka i dalej), wsparte odpowiednim nagłośnieniem, spowoduje raptowny wzrost zainteresowania „naszą” stroną Zalewu, a już od sprawności działania samorządów lokalnych zależeć będzie wykorzystanie tego zainteresowania obecnie i utrzymanie w przyszłości.
Ale jak zainteresować władze centralne zagadnieniem i jego rozwiązaniem? No cóż, zadanie jak znalazł dla naszych posłów i samorządowców – a na jesieni są wybory parlamentarne, zaś na wiosnę samorządowe…
Paradoksalnie więc, sprokurowane korki do Krynicy Morskiej, są unikalną szansą na rozwój całego naszego regionu, trzeba tylko chcieć, umieć i móc to wykorzystać.
Apel od Mieszkańców
—————-
Artykuł pochodzi z najnowszego wydania Gazety Bogaty Region. Chcesz zobaczyć resztę artykułów?
Kliknij i zobacz wersję e-wydania Gazety Bogaty Region
fot: freepik.com