Do początku sierpnia gdyńscy strażnicy miejscy podjęli ponad 1700 interwencji związanych ze zwierzętami. Wśród nich były domowe, ale także dzikie, które coraz częściej można spotkać w parkach, na ulicach czy trawnikach między domami.
Dla porównania, przez cały ubiegły rok takich interwencji było 1900. Miasto staje się miejscem do zamieszkania dla coraz większej liczby dzikich zwierząt. Głównie przyciąga je tutaj możliwość łatwiejszego zdobycia pożywienia. Dodatkowo Gdynia z uwagi na duże skupiska zieleni, drzew stanowi dla nich połączenie naturalnych siedlisk ze „stołówką”.
– Na dzikie zwierzęta składają się najprzeróżniejsze gatunki, takie jak: borsuki, lisy, kuny, wydry oraz wiele gatunków ptaków. Ostatnio mieliśmy bardzo ciekawą interwencję z orłem bielikiem. Była to pierwsza interwencja straży z tak dużym ptakiem. Latał on na terenie plaży miejskiej oraz okolic – mówi Leonard Wawrzyniak ze Straży Miejskiej w Gdyni.
Dodaje, że był to młody osobnik, który prawdopodobnie nie potrafił jeszcze dobrze polować. Nie bał się ludzi, dlatego, by nie stała się jemu krzywda, został odłowiony i przewieziony do ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt Ostoja.
Pod koniec czerwca strażnicy musieli pomóc lisowi, który dostał się na teren pralni i… utknął w dwukomorowej pralce. Nie wiadomo jak wszedł do środka, ale nie mógł się wydostać. Zwierzę wpadło w panikę, groziła mu śmierć. Na szczęście specjaliści z Ekopatrolu pomogli zwierzęciu.
Dużo interwencji dotyczy ptaków. Wśród nich można wymienić sokoły, myszołowy, pustułki. Zdarzają się także sowy. Niestety część zwierząt jest ranna.
– Mieszkańcy dzwonią w sprawie potrąconych przez samochody lisów czy też jeży – mówi Jarosław Florek ze schroniska Ciapkowo. – Jednak w takich przypadkach najlepiej kontaktować się ze strażnikami miejskimi. Ich Ekopatrol jest bardzo dobrze przygotowany. Jego członkowie wiedzą czy dane zwierzę należy przewieźć do weterynarza, czy może podjąć inne działania – dodaje.
Tak było dla przykładu przed dwoma tygodniami, gdy w metalowym ogrodzeniu utknął młody koziołek. Na miejscu było wiele osób, które próbowały mu pomóc. Niestety bez skutku. Ostatecznie wezwano strażników.
– Nam udało się uratować to zwierzę. Nie miało uszczerbków na zdrowiu, dlatego można je było wypuścić. Teraz powinno prowadzić swój normalny żywot – dodaje Leonard Wawrzyniak.
Co należy zrobić gdy napotka się dzikie zwierzę w mieście? Nigdy nie wiadomo jaka będzie jego reakcja to, że chcemy się zbliżyć. Może się wystraszyć, bronić młodych. Dlatego lepiej nie podchodzić. Nich sobie odejdzie w spokoju. Jeśli jest ranne, wówczas w samoobronie może podrapać lub pokąsać.
– Do naszej kliniki, a później do Ostoi trafiają głównie ptaki i mniejsze ssaki – jeże, wiewiórki, czy też króliki – mówi Wioleta Haase z kliniki weterynaryjnej przy ul. Stryjskiej 25. – Powtórzę również, że w przypadku rannych zwierzątek najlepiej wezwać strażników.
Jeśli ktoś koniecznie chce zabrać mniejsze, ranne zwierzątko, powinien je transportować w kartonie z dziurkami w ściankach, tak by zapewnić dostęp powietrza. W takich przypadkach lepiej założyć rękawiczki ochronne, a poszkodowanego przykryć kocykiem.
Część interwencji strażników z Ekopatrolu dotyczy także zwierząt egzotycznych. Z ulic zabierane są żółwie (choć wśród nich były także rodzime osobniki) stepowe i greckie, węże. Była także agama brodata, gekon lamparci, a nawet modliszka.
Bardzo prawdopodobne jest to, że dzikich zwierząt będzie przybywać w mieście. Żyjące już tutaj będą się rozmnażać, a dodatkowo kolejne będą migrować do nowych siedlisk między blokami. Nie wiadomo ile takich zwierząt już żyje w Gdyni.