Ma dawać oparcie i łączyć, a poprzez opiekę i zabawę integrować i przygotować do kontaktu ukraińskie i polskie dzieci w przedszkolach i szkołach. Realizowany przez Fundację Rozwoju Dzieci wspólnie z UNICEF projekt SPYNKA to miejsca opieki dla uchodźczych dzieci zlokalizowane w różnych miastach Polski, również w Gdyni.
Dziś jest tu wyjątkowo mało dzieci, większość z zapisanych do punkty „Spynki” w Przystani Lipowa 15 dziewiętnastu dzieciaków akurat się pochorowała. Ale obecna piątka robi zamieszanie i rwetes jak pół przedszkola. Rozpiera je energia, a dwie animatorki stają na głowach, żeby wypełnić i maksymalnie urozmaicić im czas.
Podczas dwóch kolejnych godzin Arina, Katia, Zlata, Ila i Wiktor będą szaleć, jeżdżąc po sali różnymi pojazdami; wycinać z papieru kubki, kostki lodu i plastry cytryny, by zrobić „lemoniadę”; przebierać się, tańczyć i śpiewać; malować; bawić się w namiocie i w restaurację. Pomysły wyciągają, jak asy z rękawa ukraińskie animatorki Anastazja i Waleria. Ale dzieci mają i własną inicjatywę – robią dla mnie pokaz gimnastyki artystycznej i wyciągają na środek dużej sali do gry w piłkę.
– Ile dasz do lemoniady plasterków cytryny? – pyta Waleria wycinającego żółte, papierowe krążki Wiktora.
– Trzy, żeby nie była za kwaśna – odpowiada obcięty na rekruta pięciolatek.
– Mądry chłopiec – chwali Waleria, która podobnie jak Anastazja ma z dziećmi świetny kontakt.
Animatorki przez półtora miesiąca działalności punktu na Lipowej, przeznaczonego dla dzieci w wieku przedszkolnym zdążyły się z podopiecznymi zżyć. Toteż zabawy przerywają co jakiś czas dowody sympatii dzieci. Nagle słomki do picia papierowej lemoniady służą maluchom do dmuchania na twarze opiekunek, by ochłodzić je nieco w gorący dzień. A pędzel, spod którego wyjdzie wkrótce obraz Katii, najpierw posłuży jej do zrobienia niewidzialnego makijażu na twarzy Anastazji, by była jeszcze piękniejsza.
– Dzieciaki szybko się adaptują. One są tu bardzo zaopiekowane. Punkty działają w ten sposób, że tu się ma odbywać animacja. Animatorki właściwie nie odstępują na krok dzieciaków, cały czas się angażują. Tak zostały przeszkolone, że nie ma tutaj miejsca, żeby dzieci siedziały w smartfonach. To się przyczynia do tego, że dzieci bardzo szybko się tu odnajdują i adaptują – mówi Lena Jaroszewska, koordynatorka działań „Spynki” w Gdyni.
Jednak czas w Przystani to nie tylko zabawa, to też edukacja na wesoło. Parafrazując klasyka Tytusa de Zoo„Spynka bawiąc uczy, ucząc bawi”. Dlatego gdy kucharz Wiktor pichci w restauracyjnej kuchni, a kelnerka Katia nakrywa stolik obrusem i rozstawia talerze, Zlata z miedzianymi włosami pisze menu w trzech językach – ukraińskim, rosyjskim i polskim – a w nim: kanapka, sałata, zupa i jajecznica.
Ale żeby nie było zbyt różowo, oprócz uśmiechów na buziach są też łzy. Dzieciaki zamawiają u Walerii ulubioną piosenkę „Stefania” ukraińskiego zespołu Kalush Orchestra, znaną z Eurowizji. Do występu szykują sceniczne kreacje. Wiktor ma pelerynę z pomarańczowej firanki i robi za superbohatera, a dziewczynkom animatorki wiążą na rękach kolorowe chustki. Jednak gdy czwórka małych tancerzy wiruje z Anastazją w rytm muzyki, Arina leży zapłakana na pufach. Powód? Niebiesko-żółte chusty powiewają na ramionach Ilii, a nie jej. Podczas bisu Anastazja proponuje zamianę, a Ila oddaje koleżance, choć niechętnie, chustki w narodowych barwach. Uśmiech nieśmiało wraca na twarz Ariny, by rozjaśnić ją w pełni, gdy w drzwiach pojawia się jej mama, żeby zabrać ją do domu na Wielkim Kacku, kilka kroków od Przystani, a popołudniu może na ulubioną plażę.
Mama Ariny Katia dowiedziała się o punkcie „Spynki” na ukraińskiej grupie na Viberze i od razu ją zapisała. Informacje szybko rochodziły się między kobietami, a miejsca w grupach przedszkolnych zapełniały.
– To dobra rzecz, bo jest gdzie zostawić dziecko – mówi Katia, która łapie dorywcze, kilkugodzinne prace, jak sprzątanie. – Do Polski przyjechałyśmy z córką i moją mamą z Kijowa 5 marca. Najpierw do Warszawy, a potem przez wolontariuszy do Gdyni, gdzie zamieszkałyśmy w mieszkaniu polskiej rodziny, która nas ugościła. Bardzo fajna rodzina. Ich jest czworo, a nas troje. Mój mąż został na wojnie. Teraz już z nim dobrze, ale miał już dwa razy kontuzję – tłumaczy pokazując na głowę i ucho Ukrainka, a z ukraińskiego tłumaczy ją Waleria.
Wojenne historie rozdzielenia mają pewnie wszystkie kobiety i dzieci, które stanowią zdecydowaną większość ukraińskich uchodźców w Polsce.
Waleria jest z Połtawy, pomiędzy Kijowem a Charkowem, gdzie była policjantką. Do Gdyni przyjeżdżała jeszcze przed wojną, dorobić w wakacje na kasie w kebabie na Świętojańskiej. Do Gdyni, bo tu pracowali w stoczni jej mąż i tata. Mąż na szczęście wciąż pracuje, ale 46-letni ojciec pojechał walczyć.
– Bardzo się o niego boimy, codziennie rozmawiamy przez telefon. Tata nie mówi dużo, bo przez telefon nie można, ale mówi, że wszystko okej i chwalił ostatnio nową broń od Amerykanów – opowiada była policjantka, która ogłoszenie o naborze na animatorki „Spynki” znalazła na portalu gdynia.pl. – Teraz pracuję dwa dni w tygodniu w kebabie, a trzy dni tutaj. Czasem przyprowadzam syna, ma 8 lat i pójdzie po wakacjach do 3. klasy, ale dziś wolał pojechać z babcią nad morze. Przed rozpoczęciem pracy miałyśmy 18 godzin szkolenia na animatorki. Teraz dostałyśmy propozycję nowego kursu na certyfikat, który upoważnia do pracy w polskich żłobkach. To wielka szansa dla nas i jesteśmy wdzięczne Fundacji za wszystko, co robi dla Ukraińców.
Anastazja pochodzi z Dniepru w środkowo-wschodniej Ukrainie. Przed rosyjską inwazją studiowała na 3. roku medycynę w Kijowie. Na razie na uniwersytet nie wraca.
– Przyjechałyśmy z mamą i siostrą do Gdyni w marcu, bo mój tata też pracuje w stoczni Crist. Pracę animatorki znalazłam w Urzędzie Pracy. Umowa jest na razie do końca sierpnia, ale mam nadzieję, że będzie przedłużona – mówi studentka.
Szansę na przedłużenie pracy w „Spynkach” daje animatorkom 160 godzin szkolenia do pracy w formule Dziennego Opiekuna – formy opieki nad dziećmi, wpisanej do polskiego systemu prawnego. Spynki – punkty Dziennego Opiekuna mają wystartować od września jako grupy integracyjne ukraińsko-polskie z animatorkami obu narodowości. Integracja dzieci ma ułatwić małym Ukraińcom późniejszy start w polskich przedszkolach i szkołach.
Lena Jaroszewska: – Szkolenia dadzą uprawnienia do pracy zarówno dla Ukrainek, jak i dla Polek do pracy w żłobkach i punktach opieki i animacji dla młodszych dzieci. Do szkolenia zaproszone są wszystkie animatorki, które teraz pracują, albo były na poprzednich szkoleniach i są w gotowości do pracy. Takie szkolenie jest trudne, długotrwałe i drogie, więc jest to dla tych pań niesamowita szansa, by mogły zdobyć takie kwalifikacje bez kosztowo i móc rozwijać swoją karierę zawodową.
Oparcie i łącznik
Założenie, że „Spynki” mają integrować nasze społeczności przyświecało twórcom projektu z Fundacji Rozwoju Dzieci od początku. Dla ukraińskich dzieci przewidziano w punktach 70% miejsc, dla polskich 30%.
– „Spynka” to po ukraińsku oparcie – oparcie krzesła albo kręgosłup. A po polsku „spinka” to jest coś, co nam spina włosy, żeby się nie rozwiewały na wietrze. Też używamy spinaczy, żeby papiery mieć w porządku i żeby nam się nie gubiły. Dlatego mamy program i mamy punkty „Spynki”. Po to, żeby ukraińskie dzieci i ukraińskie mamy oraz dzieci i mamy z Polski mogły się nawzajem o siebie opierać, mogły się łączyć, mogły robić wspólnie dobre dla dzieci rzeczy – tłumaczy ideę i pomysł na nazwę projektu Monika Rościszewska-Woźniak, prezeska Fundacji Rozwoju Dzieci.
Ale do gdyńskich punktów „Spynki” – 3 grup zabawowych dla mam i dzieci do 4 lat oraz 3 grup przedszkolnych, jak dotąd przychodzą tylko dzieci ukraińskie. Punkty będą na pewno działały do końca sierpnia, więc polscy rodzice wciąż mogą zapisać do nich swoje dzieci, by integracja miała szansę zadziać się naprawdę.
– Po półtora miesiąca działalności punktów opieki „Spynka” w lokalach miejskich instytucji, jak Przystanie czy biblioteki widać, że była to dobra decyzja miasta, by zaangażować się w ten projekt. „Spynki” zdały egzamin jako miejsca wsparcia, dzięki którym ukraińskie mamy, oddając pod opiekę dzieci zyskują czas na pracę i załatwianie życiowych potrzeb; a dzieci są zaopiekowane i otrzymują dużą dawkę radości. Ukraińskie kobiety, które wzięły udział w szkoleniu na animatorki zyskały z kolei nowe kompetencje i pracę z perspektywą zdobycia jeszcze większych możliwości edukacyjnych i zawodowych. Teraz zachęcamy do udziału w projekcie gdynian, by dzieci obu narodowości miały szansę się poznać i zintegrować, co ułatwi najmłodszym Ukraińcom adaptację w nowym środowisku. W każdym gdyńskim punkcie jest przestrzeń, żeby dzieci było więcej – mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji.
Zajęcia „Spynki” – grupy zabawowe dla dzieci do 4. roku życia i ich matek:
- Biblioteka Cisowa, ul. Chylońska 237
- Biblioteka Chylonia, ul. Opata Hackiego 33
poniedziałek, wtorek, czwartek: 16:00-18:00
środa i piątek 10:00-12:00
- Konsulat Kultury, ul. Jana z Kolna 25
wtorek 9:00-11:00 i czwartek 16:00-18:00
Zajęcia „Spynki” dla dzieci w wieku przedszkolnym:
- Zespół Placówek Specjalistycznych w Gdyni, ul. Wejherowska 65 (zajęcia odbywają się od pon. do pt., 8:00 – 13:00. Więcej informacji udziela Marta Dzięcielska pod numerem telefonu: 58 664 33 66);
- Przystań Lipowa 15 (zajęcia odbywają się od pon. do pt., 8:00-16:00. Więcej informacji udziela Dobrosława Korczyńska-Partyka pod numerem telefonu: 500 366 533);
- Przystań Śmidowicza 49 (Zajęcia odbywają się od pon. do pt., 8:00-16:00. Więcej informacji udziela Dobrosława Korczyńska-Partyka pod numerem telefonu: 500 366 533).
Program „Spynka” jest realizowany przez Miasto Gdynia wraz z Fundacją Rozwoju Dzieci im. J. A. Komeńskiego. Organizacja ta otrzymała grant od UNICEF-u na organizację w całym kraju zajęć dla uchodźców z Ukrainy.
Przemysław Kozłowski
UM Gdynia