Od ponad dwóch miesięcy trwa wojna na Ukrainie. Do wielu miast Polski, w tym Gdyni, licznie przybyli i wciąż przybywają uciekający przed nią uchodźcy. Borykają się z wieloma problemami, wśród których dominuje m.in. bariera językowa. To udowodniło jak ważna okazuje się pomoc tłumaczy.
Pani Yuliia przyjechała do Polski kilka lat temu. Gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, zgłosiła się jako wolontariuszka do pomocy w punkcie zbiorowego zakwaterowania uchodźców w Schronisku Młodzieżowym przy ul. Energetyków.
– Byli szczęśliwi, że mają gdzie mieszkać, ale nie wiedzieli co dalej robić i jaka będzie ich najbliższa przyszłość. Mieli jednak dach nad głową, a to najważniejsze, a także żywność i najpotrzebniejsze artykuły. Od początku mogli również liczyć na pomoc pracowników Dzielnicowych Ośrodków Pomocy Społecznej – opowiada pani Yuliia.
Zadanie pani Yulii polegało głównie na byciu tłumaczem.
– Pamiętajmy, że niektórzy nie rozumieją ani słowa po polsku i dlatego często nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Czułam dużą satysfakcję, gdy wspierałam ich jako tłumacz. Mogłam im co nieco podpowiedzieć, aby wiedzieli kogo i co mogą sami zapytać – objaśnia.
Oprócz pracy jako tłumacz pani Yuliia aktywnie włączyła się także w pomoc m.in. przy dystrybucji darów. Jak podkreśla nie spodziewała się tak dużej skali pomocy i zaangażowania mieszańców. Zauważa również, że nieodłączną częścią codzienności uchodźców pozostaje niepewność i kłopoty związane z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Chociaż, jak stwierdza, w obecnej sytuacji znacznie lepiej odnajdują się ludzie młodzi, uczący się w lokalnych szkołach oraz niektórzy dorośli, którzy np. mieli taką możliwość i już podjęli zatrudnienie. Są jednak osoby np. kobiety z małymi dziećmi i seniorzy, którzy cały czas wymagają dedykowanego wsparcia.
Życie w ciągłym oczekiwaniu nie jest dobre. Większość docelowo chce wrócić do Ukrainy. Byli też tacy, którzy pojechali dalej do innych państw lub innych miast w Polsce, a niektórzy z nich wrócili do Gdyni – zaznacza.
Tymczasowość życia poza ojczyzną, strach o to, czy jest do czego wracać, bo nie wiadomo czy dom jeszcze stoi, co dzieje się z bliskimi pozostającymi w Ukrainie oraz widoczne dopiero teraz zaburzenia psychiczne i traumy związane z przeżyciami wojennymi to tylko przykłady problemów, z którymi na co dzień zmagają się niektórzy z naszych gości – zauważyła Monika Księżpolska, kierownik dzielnicowego Ośrodka Pomocy Społecznej nr 2.
Bliskie osoby pani Yulii również pozostały w ogarniętym wojną kraju.
– Ja także się denerwuję, martwię i przeżywam wszystko. Na Ukrainie mam rodziców, kuzynki, znajomych. Moi rodzice wyjechali z miasta, w którym mieszkaliśmy. Tam po prostu nie można było zostać. Są obecnie w zachodniej Ukrainie. Jest trochę bezpieczniej, ale nie spokojnie – przyznaje.
Warto podkreślić, że oprócz wielu tłumaczy w pomoc uchodźcom zaangażowani są wolontariusze i pracownicy samorządu oraz różnych miejskich instytucji i organizacji. Zauważalny jest fakt, iż obecnie pomoc ewoluuje z etapu interwencyjnego wsparcia na rzecz długotrwałego planowania pomocy, aby nasi goście mogli odnaleźć się w gdyńskiej codzienności.
– Należy pamiętać, że rodziny z Ukrainy przybyły do nas w obliczu tragedii jaką jest wojna w ich ojczyźnie i niejednokrotnie ewakuowali się w dużym pośpiechu i bez wiedzy ile taka sytuacja może potrwać. Bądźmy wyrozumiali zwłaszcza dla tych, którzy postanowili pozostać w naszym mieście przynajmniej do czasu zakończenia konfliktu zbrojnego. Gdyński samorząd od początku stara się wspierać naszych gości na wielu płaszczyznach tak, aby ten często czasowy pobyt w Gdyni był dla nich przede wszystkim bezpieczny – podsumował Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji.