Księgarnia marzycieli z Gdyni

Cafe Księgarnia „Vademecum” to miejsce niezwykłe. Można tu napić się kawy, wpaść na spotkanie autorskie, pofilozofować, pograć w planszówki i oczywiście kupić książki. Są też tytuły dostępne za darmo w ramach bookcrossingu.

Co się robi w księgarni? Odpowiedź: kupuje książki – byłaby zbyt prosta. Przynajmniej w przypadku Cafe Księgarni „Vademecum” przy ul. Świętojańskiej 5-7, o której powiedzieć, że to sklep z książkami, to jak nazwać człowieka jednym z ssaków. Owszem, pijemy mleko matki, jak wszystkie ssaki, ale tworzymy też kulturę. Przez swoją wieloletnią działalność księgarnia urosła do rangi prawdziwej instytucji kultury, co zauważyła m.in. kapituła Galionu Gdyńskiego, przyznając tę artystyczną nagrodę w kategorii Animacja Kultury za 2019 rok Emilii Smentek.

Zauważają to też klienci „Vademecum”, chętnie dzieląc się spostrzeżeniami w mediach społecznościowych.

– Wspaniałe miejsce z duszą. Coraz mniej już takich. Przyjechaliśmy ze Śląska na parę dni i przez przypadek wpadliśmy do księgarni z cudownym klimatem, gdzie można usiąść, napić się kawy i poczytać książki przed zakupem. A co najfajniejsze – to miejsce przyjazne planszówkomaniakom 🙂 Bardzo duży wybór gier z możliwością wypożyczenia plus „Komnata Harrego”, gdzie akurat fajna ekipa grała w „Posiadłość szaleństwa” z aplikacją, gdzie obraz wyświetlany był z rzutnika na ścianę 🙂 Piękny widok. Gorąco polecam 🙂 I pozdrowienia dla miłych Pań z „Vademecum” – pisze na facebookowym fanpage’u mieszkaniec Tychów.

– To jedna z najbardziej magicznych księgarni jakie odwiedziłem. Powinna się znaleźć w oficjalnym przewodniku po Trójmieście! Z całego serca polecam miłośnikom książek, gier planszowych i fabularnych, pysznej kawy i herbaty. Ale najcenniejsze są tam rozmowy z cudowną właścicielką! – komentuje z kolei gość z Poznania.

Porozmawiajmy zatem z właścicielką – Emilią Smentek i jej wspólnikiem Norbertem Kaznowskim – marzycielami z Gdyni, którzy chcieli prowadzić księgarnię, jak z powieści „Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafóna, ale zderzyli się ze światowym kryzysem i brutalnymi prawami ekonomii. Teraz w księgarni, która przeszła prawdziwą rewolucję i którą Emilia traktuje jak swoje dziecko, spędzają długie godziny, siedem dni w tygodniu. To ich pasja i życie.

Jakie książki sprzedajecie?

Emilia Smentek: – Interesuje mnie tylko i wyłącznie dobro księgarni i marki „Vademecum”. Jeśli chodzi o wybór książek, jakie sprzedajemy, to jestem konformistką. Może to niemodne przyznawać się do takiej postawy, ale mam to gdzieś, bo najważniejsza jest moja firma. Nie lubię kontrowersji, chyba… Słucham swoich klientów, choć sama nie jestem super fanką eksperymentów literackich. Jak powiedział na niedawnym naszym spotkaniu z cyklu „Biografie pod lupą” Marek Zagańczyk – proza współczesna odwraca się trochę od czytelnika plecami. Bardzo mi się ta wypowiedź spodobała. Coś w tym jest.

Czyli książki dobieracie ostrożnie?

Emilia Smentek: – Tak, kupuję książki, o których myślę, że pasują do naszej księgarni. Mało kupuję książek komercyjnych, ponieważ nie mogę sobie pozwolić na to, żeby mieć książki takie, jakie mają wszyscy. Druga przyczyna jest taka, że zajmuję się integracją środowiska księgarskiego. Gdy zaczynaliśmy około 2004 roku, księgarze patrzyli na siebie wilkiem, co dla nas, jako zespołu, było strasznie dziwne. Teraz już tak nie jest. Teraz księgarnie współpracują ze sobą. Odsyłamy do siebie klientów, dajemy numery telefonów, dzwonimy w trakcie obecności klienta, czy mają książkę, o którą pyta klient. I oni – inni księgarze i księgarki – robią tak samo. Wiem, jaki mniej więcej profil mają tamte księgarnie. Celują w swoją określoną grupę odbiorców, a my w naszą. Nasz klient jest dość wymagający, przyzwyczajony do tego, że my wiemy, co mamy, do tego, że mówią do nas hasłowo, a my wyłapujemy myśl. Czasami klienci podają nam tylko temat, a my wyszukujemy książki.

Czyli jakie książki pasują do was?

Emilia Smentek: – Wielkie powieści, książki artystyczne, intelektualne, postrzelone. Mamy półkę queerową. Lubię również mieć na półkach książki, nazwijmy je „wolnościowe”, bo słowo „konserwatywne” ma pejoratywny charakter. Interesuję się historią i polityką, lubię mieć autorów wolnościowych – ekonomistów, społeczników, myślicieli, filozofów. Dla dzieci lubię mieć ładnie ilustrowaną klasykę i inne książki, które nie są oczywiste, o których trzeba umieć opowiadać. Jesteśmy księgarnią Nagrody Literackiej Gdynia, z którą to rolą bardzo się utożsamiamy. Lubimy mieć te książki, wiedzieć o nich i mówić o nich. Podczas najbliższego Festiwalu Nagrody Literackiej Gdynia, odbędą się dwa spotkania filozoficzne, przygotowane przez nas wraz z organizatorami Nagrody Literackiej Gdynia. Dla nas to zaszczyt, że tworzymy księgarnię patronacką Nagrody.

Ale nagrodę Galion Gdyński za animację kultury dostałaś ty.

Emilia Smentek: – Tak, bo Galion przyznawany jest osobie a nie miejscu. Jestem wdzięczna za tę nagrodę i bardzo się wtedy wzruszyłam. Byłam nominowana w poprzednich latach. Przygotowywałam sobie wtedy mowy dziękczynne, takie jak z Oscarów, super podziękowania. Po kilku nominacjach przestałam i doszłam do wniosku, że sama nominacja jest zaszczytem. Kiedy potem otrzymałam nagrodę, tak się rozpłakałam, że nie potrafiłam nic powiedzieć.

A jakie książki nie pasują do Vademecum?

Emilia Smentek: – Konfliktowe. Konflikt nie pasuje do tego miejsca. Kiedyś, gdy w księgarstwie odczuwaliśmy „sezonowość” jak święta Bożego Narodzenia, sezon podręcznikowy, my słynęliśmy z tego, że mimo ogromnych kolejek, wychodzących na zewnątrz, kłótni nie było. Pilnowaliśmy tego. Podobnie było z doborem osób, które czasem dołączały do naszego zespołu – musiały być otwarte, inteligentne i niekonfliktowe.

A bestsellery?

Emilia Smentek: – Dzisiaj bestsellery wydaje Wydawnictwo LiterackieWydawnictwo Czarne, no to jak ich nie brać?

Norbert Kaznowski: – Zależy co się określi bestsellerem. Bo jeśli Top10 Empiku, to nie. Ale jeżeli ktoś dostaje np. Nike, to można to uznać za bestseller i mamy to. Mamy też bardzo dużo reportażu.

Emilia Smentek: – Norbert jest specjalistą od reportażu i ludzie, którzy przychodzą po reportaż, to wiedzą, że do pana Norberta trzeba.

Więc Norbert proponuje nowe pozycje z reportażu na półkę, tak?

Norbert Kaznowski: – Tak. Niemożliwe jest, żeby każdy z nas czytał wszystko, tego jest za dużo. Więc ktoś czyta kryminały, ktoś literaturę bardziej dla kobiet, dziecięcą, literaturę techniczną. Mamy bardzo duży dział techniczno-informatyczny.

Prowadzicie księgarnię od początku razem?

Emilia Smentek: – Tak, z drobnymi przerwami, ale generalnie tak. To był pomysł Norberta.

Norbert Kaznowski: – Właściwie pomysł był twój – śmieje się Norbert.

Emilia Kaznowska: – W naszym zespole jest jeszcze mój mąż Edi, który zajmuje się grami RPG. Wniósł nowego ducha do Vademecum. Zbudował i moderuje naszym projektem dla fanów i sympatyków planszówek i RPG „Komnaty Harrego”. To Edi namówił Norberta, żeby zgodził się opowiadać o grach publicznie jako, że jest znanym lokalnym mistrzem gier planszowych i uznanym sędzią, zapraszanym przez szkoły gdyńskie na turnieje. Teraz panowie przy okazji nowych premier gier w Komnatach, kręcą mini wideorecenzje z udziałem gości, graczy. W zespole od początku jest WładziaWładzia z mężem sprzedali odziedziczone po rodzicach mieszkanie i zainwestowali w remont Vademecum, gdy doszliśmy do wniosku, że sama książka nie wystarczy i otworzyliśmy kawiarnię. Fundację Vademecum założyłam z Kasią, moją przyjaciółką, którą znam od 15 roku życia. Kasia jest zupełnie inna, słodka, urocza, inteligenta, co nie znaczy, że my nie jesteśmy słodcy, uroczy i inteligentni – śmieje się Emilia. – Z Kasią zawsze byłyśmy po tej samej stronie życia. Ale ona ma swoją pracę w dużej korporacji i nie ma jej na co dzień z nami. Jej obecność to dział kryminalny i to, że napędza nam koniunkturę imprezową. Imprezy takie jak urodziny, spotkania towarzyskie – z grami, albo naukowe, plastyczne, zależy czy dla dorosłych czy dzieci, to był pomysł Kasi. Wcześniej zauważyliśmy, że jesteśmy postrzegani jako księgarnia naukowa i nie wydawało nam się to dobre, trochę odstraszało. Musieliśmy się bardziej otworzyć i wyjść do ludzi. Zaczęliśmy delikatnie; od warsztatów plastycznych, potem gry planszowe, potem spotkania autorskie, warsztaty filozoficzne, kluby i koła zainteresowań. Teraz od 2017 roku realizujemy świetny projekt „Wszystko jest filozofią”. Ostatnie lata przyniosły kolejną zmianę. Przed pandemią przychodziło do nas bardzo dużo osób mocno starszych. Teraz naszą największą grupę odbiorców stanowią ludzie młodzi i bardzo młodzi.

Norbert Kaznowski: – To taka młodzież, która jak dostanie od rodziców kieszonkowe, to nie tylko pójdzie kupić szminkę. Przyjdzie również tutaj, żeby coś wypić w kawiarni i wyszukać w książkach antykwarycznych coś taniego i fajnego. Te dzieciaki nie są źle ubrane, ale książka jest dla nich ważniejsza.

Emilia Smentek: – Ja uwielbiam młodych, inteligentnych ludzi. Młodzież dzisiaj jest zupełnie inna, niż gdy my byliśmy młodzieżą. Oni są dużo odważniejsi, pogodzeni ze sobą, bardzo pewni siebie, stanowczy, wiedzą czego chcą.

Norbert Kaznowski: – Żeby była jasność, mówimy o młodzieży, która przychodzi do naszej księgarni. Pewnie jest jeszcze część młodzieży, której dasz telefon komórkowy i masz ich z głowy.

Można więc zauważyć trend, że czytelnictwo poprawia się w Polsce dzięki młodzieży?

Emilia Smentek: – Ja nigdy nie rozumiałam do końca tych badań o czytelnictwie, skąd biorą respondentów, którzy mówią, że nie czytają, jak ich wybierają? My zawsze mieliśmy trochę odjechaną księgarnię. Oczywiście uczyliśmy się na błędach, bo na początku chcieliśmy być dla wszystkich. Teraz już wiemy, że nie jesteśmy dla wszystkich. Ale czy jest możliwe, żeby ludzie naprawdę tak mało czytali, jak podają badania?

Norbert Kaznowski: – No jest możliwe. Kiedyś czytałem statystyki, ile w ciągu roku w Polsce likwiduje się księgarń. To były kosmiczne ilości, w tysiącach. Potem to się przeniosło na hurtownie. W tej chwili są 2 – 3 duże hurtownie. Wynika to ze spadku czytelnictwa. Zresztą pamiętasz, Emilia, u nas w księgarni kiedyś ten stół był na całą długość, bo nie było kawiarni, i wszędzie stały wysokie regały pełne książek. Bo była taka potrzeba i można było z tego wyżyć. Ale kryzys zaczął się od kryzysu finansowego w amerykańskich bankach. Myśmy ten kryzys zlekceważyli – co taka mała księgarnia na obrzeżach Europy ma wspólnego z amerykańskimi bankami? Ale okazało się to światowym kryzysem. Gdy musisz sobie kupić buty na zimę i zapłacić za prąd, to książki niekoniecznie trzeba kupować.

Więc przez ten kryzys typowa księgarnia ewoluowała do takiej instytucji kultury, jaką jest dziś?

Emilia Smentek: – Trochę tak. Uczyliśmy się na własnych błędach. Przyszedł rok, że musieliśmy zadać sobie pytanie, czy robimy to dalej? Jeśli robimy, to musimy wprowadzić drastyczną zmianę. Zaczęliśmy mniej kupować i bardziej skupiać się na odbiorcach i ich potrzebach, nie kupować na zapas. I przebranżowiliśmy się. Zrobiliśmy część kawiarnianą i założyliśmy fundację, co zresztą uczyniliśmy za poradą gdyńskich urzędników – m.in. nieżyjącego już pana sekretarza Jerzego Zająca. Spotykaliśmy się z paniami i panami z Wydziału Kultury, którzy doradzili nam jak uratować księgarnię, rozwijając działalność artystyczną. My tego nie wiedzieliśmy. Byliśmy marzycielami, którzy chcieli sprzedawać książki i robić fajną księgarnię, jak z „Cienia wiatru”. Ale okazało się, że ekonomia jest najważniejsza, te wszystkie rachunki zysków i start… Dzięki założeniu fundacji udało się księgarnię uratować. Było już bardzo kiepsko. Potem dołączył do nas Edi i jego pomysły, pasje, poświęcenie.

Sytuacja się poprawiła?

Emilia Smentek: – Tak, choć to nie jest łatwy biznes. Ale dzięki temu, że rozmawiamy ze wszystkimi, udało się przezwyciężyć trudności. Nawet pandemię przetrwaliśmy. Musimy jeszcze trochę pospłacać długi. Kokosów na tym nie zrobimy. Jakbyśmy chcieli robić kokosy, już dawno musielibyśmy zmienić branżę. Może trzeba by być dużą korporacją?

A nie podcinacie gałęzi, na której siedzicie, przez fakt, że książki u was można wziąć za darmo?

Emilia Smentek: – Nie, bo im więcej ludzi czyta książki, tym lepiej. A jak kogoś nie stać, żeby kupić książkę, to jak ma czytać? Będzie skupiał się na narzekaniu, że książki są za drogie i go nie stać.

Ale są biblioteki.

Emilia Smentek: – Tak, ale posiadanie książki na własność a wypożyczenie to co innego, choć biblioteki w Gdyni są fantastyczne. Jednak są tacy, którzy mają za dużo książek w domu i chcą się podzielić. Przynoszą je do nas. Nazywamy to „Książką podróżującą”. Świetna idea uwalniania książek po to, by żyły dalej, a nie lądowały na śmietniku. Czasem dokładamy do tych uwolnionych ze swoich półek stare zapasy. Do kącika książki podróżującej przyjmujemy wszystko. Pilnuję jedynie, żeby nie było polityki i religii. Po tym, jak niektórzy wręcz fanatycznie częstują się tymi książkami, widać potrzebę. Książka jest przedmiotem, a lubimy posiadać fajne przedmioty. Jeśli nie możesz sobie pozwolić na zakup, przychodzisz czasem do takiego miejsca, jak nasza księgarnia albo lokalna biblioteka, czasami zwykły sklep spożywczy i szukasz książek uwolnionych. To prawda, żyjemy z tego, że ludzie chcą posiadać książkę, kupić sobie książkę. Przez rozdawanie i wymianę również prowokujemy chęć posiadania. No i jest to promocja czytania!

Więcej o dzialaności księgarni marzycieli można przeczytać na stronie Fundacji Vademecum, a organizowane przez nich wydarzenia śledzić na facebookowym fanpage’u.

Przemysław Kozłowski
UM Gdynia

Poprzedni artykułMorze kręci młodych filmowców
Następny artykułAmbasador USA w Polsce: amerykańscy żołnierze powinni zobaczyć ECS
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze