Prezydent Gdyni w ustawowym terminie przedłożył do zaopiniowania projekt budżetu Gdyni na 2024 rok. To kolejny, którego przygotowanie było niezmiernie trudne. Kolejny rok mierzymy się bowiem z olbrzymi trudnościami finansowymi, jakie zgotował polskim samorządom ustępujący rząd, ograniczając im należne dochody – przede wszystkim te pochodzące z podatku od osób fizycznych.
Precyzyjne wyliczenia wskazują, że przez reformy podatkowe, które należałoby raczej nazwać psuciem systemu finansowania jednostek samorządu terytorialnego, od 2019 roku Gdynia straciła blisko 950 mln zł. Część tej straty została zrekompensowana różnymi narzędziami finansowymi, ale niepokryty ubytek nadal wynosi ponad 756 mln zł. Wyjątkowo trudno jest poradzić sobie z tak wielką wyrwą w czasach, gdy po pandemii zamiast ulgi przychodzi wojna, inflacja jest najwyższa od lat, koszty nośników energii rosną w oczach, a wysokość stóp procentowych dramatycznie podwyższa koszty obsługi długu. Spadkowi dochodów towarzyszył więc spektakularny wzrost kosztów.
W tych warunkach trudno konstruować budżety marzeń. Udało się jednak przygotować projekt zrównoważony na poziomie 2 151 947 938 zł. Największy udział w wydatkach, bo ponad 30% zostanie przeznaczony na oświatę i edukację, blisko 20% – na zadania z zakresu transportu i łączności, a ponad 12% na pomoc społeczną i zdrowie. Ponad 72% dochodów miasta ogółem to dochodywłasne, 21% – pochodzi z subwencji ogólnej, a nieco ponad 6% z dotacji z budżetu państwa. Tylko 0,4% to środki unijne. Ciągle nie możemy bowiem liczyć na środki z zablokowanego KPO, a wdrażana z opóźnieniem nowa perspektywa pierwsze większe pieniądze europejskie, którymi można byłoby uzupełnić niedobory, przyniesie najwcześniej w 2025 roku. Rzecz jasna, tego budżetu nie dałoby się zrównoważyć bez kredytu, który jest planowany maksymalnie na poziomie 121 mln zł. Oznacza to jednak procentowy spadek zadłużenia miasta. W bieżącym roku wynosiło ono 64,48%, a w 2024 roku spadnie do 57,36%. Porównując do innych polskich samorządów, to bardzo dobra sytuacja. Spośród 18 największych polskich miast połowa ma procentowo wyższe zadłużenie niż Gdynia. Podobnie sytuacja wygląda, gdyby dług przeliczać na mieszkańca. Aż w 11 ze wskazanych 18 miast zadłużenie na 1 mieszkańca jest wyższe niż w Gdyni.
A co by było, gdyby Polski Ład się nie zdarzył? Przyjmując, że dynamika wzrostu dochodów z PIT-u pozostałaby na takim poziomie, na jakim była przed zmianami (a prawdopodobnie, biorąc pod uwagę gwałtowny wzrost wysokości wynagrodzeń, w tym przede wszystkim minimalnego – byłaby nie taka sama, a wyższa). W 2024 roku z tego tytułu Gdynia otrzymałaby o 94 mln zł więcej. Wówczas deficyt zastąpiłaby nadwyżka wynosząca ponad 50 mln zł, a potrzebny kredyt byłby około cztery razy niższy.
– Zmiana władzy daje uzasadnione nadzieje, że do miasta wrócą normalne dochody, należne mieszkańcom, którzy sami je wypracowują. Ta nadzieja pozwala bardzo ostrożnie przywrócić niektóre rozwiązania, z których wcześniej – z konieczności – musieliśmy rezygnować. Wśród nich znajdują się między innymi wydatki na komunikację miejską oraz wyczekiwana od dawna możliwość urealnienia płac pracowników samorządowych – mówi Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni.
Redakcja portalu Gdynia.pl