Przedstawiamy reakcje z podróży po Indiach Adama Szostka który do tej pory przejechał na desce spory kawałek Indii, odrobinę Egiptu, sprawdzał jak działa autostop na pustynnych drogach Syrii i Jordanii, a także kręcił się bez większego celu dookoła Turcji.
„…No i zaczęło się!
Po długiej i średnio interesującej podroży, która składała się z 2 niedobrych kanapek marudzącego Szkota i (dla odmiany) całkiem spoko obiadu, wylądowałem w Delhi. Oczywiście nie było taksówki, która być miała, wiec zacząłem rozkminiać opcje dotarcia do centrum metoda alternatywna, co zaowocowało poznaniem Agnieszki, której plany 100% pokrywały się z moimi. Razem udało się w końcu dorwać taksiarza, który dowiózł nas tam gdzie trzeba, czyli do dość zapadłej uliczki w dzielnicy pseudo-hotelowej. Gustowny różowy pokój o standardzie niższym niż zgarbiony pigmej był tym czego szukaliśmy.
Z rana podjęliśmy się sprawdzonej metody na poznanie okolicy. Wyjść z hotelu, pierwsza uliczka w prawo, druga w lewo, szybko przejść przez mały bazar(zawsze jest jakiś bazar) i znaleźliśmy się… gdzieś. Miejsce takie w przewodniku jest opisane jako plątanina wąskich uliczek, pełnych kolorów i egzotycznych zapachów. Pierwsze dwie rzeczy się zgadzają, jednak z tymi zapachami sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Dzielą się na dwie grupy:
1 – zapachy siedząc wszędzie krów i wszystkiego co strawią, ludzi, psów, toalet ulicznych, spalin i bliżej nie zidentyfikowanych rzeczy leżących pod nogami. Stanowczo nie fajne.
2 -aromat jedzenia, jedzenia, jedzenia, jedzenia i czasem kadzidełek. Stanowczo ok.
Wszystko razem tworzy dość śmierdzącą mieszankę z lekkim aromatem czegoś smażonego. Da rade się przyzwyczaić.
W takiej tez atmosferze upłynęły pierwsze dziony, poświęcone na pobieżne zwiedzanie stolicy Indii. Z deska przy plecaku, z przewodnikiem w lapie i lekka przerażeni totalnym chaosem na ulicy, nękani monsunem i ludźmi próbującymi sprzedać nam wszystko co tylko można (hitem był uliczny czyściciel uszu) zobaczyliśmy Czerwony Fort, India Gate, wegetariańskie KFC (!). Bonusowo udało się także poskejtowac wieczorowa pora, spić browar na dachu hotelu i zdecydować o dalszej części tripu – podnóża Himalajów.” CDN …
Adam Szostka
http://www.currychaos08.blogspot.com
[nggallery id=13]